CLASSIFICATIONS FOR POSTS - PAGES

Saturday, March 8, 2025

STALIN HAD EXTREME GENEROSITY TOWARD POLLACKS WHO CONTINUE TO JOKE(SICK JOKES) ABOUT UKRAINIANS - STALIN WELL AWARE OF HIS KATYN MASSACRE AWARDED POLAND WITH ENORMOUS LAND GIFT

MODERN FATHER OF POLAND WAS AND IS NONE OTHER THAN JOSEPH STALIN. POLLACKS WHO LIVE IN UKRAINE NEVER EVER WERE ORDERED TO LEAVE. THOSE WILLING TO INTEGRATE INTO UKRAINIAN SOCIETY STAYED AND ARE KNOWN TODAY

AS UKRAINIANS.

Brzegi Dolne ON POLISH SIDE OF THE BORDER WHERE Józef Toporowski WITH HIS CHILDREN INVOLVED IN MY MK ULTRA CASE WERE EXTREMELLY PLEASED WITH.

Ryszard Buziewicz with his children family ALSO WAS INVOLVED IN MY CASE.

@POLLACKS - HATE IT OR LOVE IT, BUT STALIN IS YOUR FATHER AND IF YOU CAN'T DO IT WITH UKRAINIANS WHO GAVE YOU ENORMOUS PARTS OF UKRAINE(DESPITE POLISH SERFDOM - APPARTHEID IN UKRAINE) JUST TO BE IN PEACE WITH YOU, YOU CAN'T DO IT WITH ANYONE. STAY REAL

I would say to Pollacks and Ukrainians to learn common language or you will be forced to learn either Russian or German. Words out of my pen you don't even deserve to read. Both of you have proven itself in my case as animals.

Żądania Stalina wobec Polski. "Bronek, gdzieś ty nas przywiózł"

Autor: Piotr Bejrowski
 • 15 godz. • 
7 min czytania
Mapa z nową granicą między Polską a ZSRR i Józef Stalin© Domena Publiczna/Wikipedia, SNEP/AFP

15 lutego 1951 r. w Moskwie została podpisana umowa, na mocy której przekazaliśmy Związkowi Sowieckiemu 480 km kw w zakolu Bugu. Były to tereny bogate w węgiel kamienny i czarnoziemy. W zamian otrzymaliśmy zdewastowany rejon Ustrzyk Dolnych o identycznej powierzchni. Przesiedleni Polacy byli zszokowani tym, co zobaczyli. "To nie jest miejsce do życia" — mówili.

  • Na zakończenie konferencji jałtańskiej poinformowano o oparciu wschodniej granicy Polski na tzw. linii Curzona. Nie był to jednak jej ostateczny przebieg
  • Ryszard Buziewicz wspomina matkę, która po dotarciu z Krystynopola do Ustrzyk spojrzała na ojca i powiedziała: "Bronek, gdzieś ty nas przywiózł, toż tu widać tylko cztery hektary nieba"
  • "Zwierzęta nie miały się jak pomieścić. Ani stajni, ani stodoły […]. Otwierał mi się w kieszeni nóż, bo pamiętałem, jakie cuda obiecywano przesiedleńcom" — wspominał Józef Toporowski, który osiadł w Brzegach Dolnych
"W pogranicznych rejonach obwodów: lwowskiego i wołyńskiego, odkryto nowe złoża węgla. Lwowsko-wołyńskie zagłębie węglowe, przylegające do granicy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, wydaje się być częścią zagłębia węgla kamiennego, które rozciąga się dalej na zachód. W celu rozwoju przemysłu węglowego w tym rejonie byłoby pożyteczne rozpatrzenie kwestii możliwej wymiany terytoriów z Polską Rzeczpospolitą Ludową na wzajemnie korzystnych warunkach. Z naszej strony do wymiany można zaproponować część obwodu drohobyckiego, gdzie znajdują się złoża ropy naftowej i gazu. Od Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pożądane byłoby otrzymanie terytorium graniczącego z obwodami: lwowskim i wołyńskim, które można włączyć do nowego zagłębia węglowego. Przy pozytywnym stosunku do tej propozycji, dyskusja mogłaby dotyczyć wymiany obszarów o powierzchni, w przybliżeniu, 1250-1300 kilometrów kwadratowych" — brzmiała notatka przedłożona pod koniec 1952 r. władzom PRL przez Sowietów.

Mimo zapewnienia o "wzajemnie korzystnych warunkach", dokument z listopada 1952 r. potwierdza podporządkowanie Warszawy Moskwie. Wprawdzie nie zachowały się pierwsze dokumenty z przeprowadzonej w 1951 r. zmiany granic, ale także wówczas (wbrew oficjalnemu komunikatowi) była to niekorzystna dla Polski sowiecka inicjatywa.

Jej konsekwencją była Akcja H-T (nazwa od pierwszych liter przesiedlanych powiatów: Hrubieszów-Tomaszów) – wysiedlenie Zabużan na Ziemie Odzyskane (7460 osób) i przejmowane okolice Ustrzyk Dolnych (3934 osoby). O ile ci pierwsi nie trafili najgorzej, to druga grupa, licząca ponad tysiąc rodzin, zamieniła żyzne gleby na biedne i górzyste Bieszczady – bez dróg, domostw, z ciężkim klimatem i nieurodzajną ziemią.


Ryszard Buziewicz wspomina matkę, która po dotarciu z Krystynopola do Ustrzyk spojrzała na ojca i powiedziała: "Bronek, gdzieś ty nas przywiózł, toż tu widać tylko cztery hektary nieba". Zdaniem jej syna góry kojarzyły się wyłącznie z trudnościami: "Ludzie zadawali sobie pytania, w jaki sposób będą gospodarować. Jak wyjadą końmi na wzgórze? Jak zjadą w dół".

"Zwierzęta nie miały się jak pomieścić. Ani stajni, ani stodoły […]. Otwierał mi się w kieszeni nóż, bo pamiętałem, jakie cuda obiecywano przesiedleńcom. Poczułem się oszukany, ale też miałem świadomość, że aby zacząć po ludzku żyć, muszę się zabrać do roboty"

– wspominał Józef Toporowski, który osiadł w Brzegach Dolnych.

"Rząd ZSRR zgodził się na prośbę rządu RP"

Traktat o granicy zawarty w Moskwie 16 sierpnia 1945 r. usankcjonował utratę przez Polskę połowy terytorium i był potwierdzeniem umowy, jaką Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego podpisał z Sowietami 26 lipca 1944 r. Demarkacja miała przebiegać wzdłuż, zaproponowanej przez Brytyjczyków w czasie wojny polsko-bolszewickiej, linii Curzona. Decydująca dla takiego, a nie innego przebiegu granicy była ustępliwość przywódców wobec Stalina. Na rozwiązanie zgodzono się już w 1943 r. w Teheranie, a 80 lat temu zakomunikowano w oficjalnym podsumowaniu konferencji jałtańskiej.

W latach 1946-1947 podczas delimitacji granicy przedstawiciele wschodniego mocarstwa z reguły nie zgadzali się na polskie propozycje, których celem było ułatwienie życia miejscowej ludności. Wyjątkami, na jakie wyrażono zgodę, było przekazanie Polsce odcinka stacji kolejowej Medyka i dodatkowego fragmentu Puszczy Białowieskiej z rezerwatem żubrów. Jak się jednak okazało, ukształtowana w ten sposób granica nie była ostateczna.

W warunkach stalinizmu polska strona musiała ustąpić wobec żądań Stalina. Rozmowy toczyły się w styczniu i lutym 1951 r. Na zdanie polskich negocjatorów o dużych, zidentyfikowanych tuż przed wojną, złożach węgla w zakolu Bugu odpowiedziano, że badania dały bardzo słabe wyniki. Zasugerowano również, że Polska powinna dopłacić za wymianę. Wobec odmowy zatrzymano w granicach ZSRR Niżankowice, Dobromil i Chyrow, co z kolei oznaczało, że pociągi PKP na trasie Przemyśl-Sanok, zamykane i eskortowane, nadal musiały przejeżdżać przez dzisiejszą Ukrainę.


Oficjalny komunikat był niezgodny z prawdą: "Rząd RP zwrócił się do rządu ZSRR z prośbą o zamianę niewielkiego pogranicznego odcinka Polski na równorzędny mu przygraniczny odcinek terytorium ZSRR z powodu ekonomicznego ciążenia tych odcinków do przyległych regionów ZSRR i Polski. Rząd ZSRR zgodził się na prośbę rządu RP".

"Kopalnie pracują pełną parą"

W ramach wymiany terytorialnej utraciliśmy zakole Bugu z miejscowościami Bełz, Krystynopol, Uhnów wraz z fragmentem linii kolejowej Kowel-Lwów. W zamian Polska otrzymała opóźnione cywilizacyjnie tereny z wyeksploatowanymi złożami ropy naftowej, którą jednakże próbowano wykorzystać propagandowo.

Tereny podlegające pod umowę o zamianie granic z 1951 r.: na czerwono dołączone do ZSRR, na zielono dołączone do Polski© Domena Publiczna/Wiki Commons

"Nowiny Rzeszowskie" donosiły: "Kopalnie pracują pełną parą. Wyposażone są one w najnowocześniejsze urządzenia, które pozwalają na wysoki stopień mechanizacji pracy. […] Robotników naszych zapoznano m.in. z sowiecką metodą szybkościowych wierceń, która daje blisko trzykrotny wzrost wydajności". Innym razem pisano: "Ziemia tu urodzajna. Dobrze rodzi się pszenica […]. Górskie lasy kryją w sobie bogactwo budulca i opału, a łąki zapewniają rozwój gospodarki hodowlanej. Ale najważniejszym bogactwem jest nafta".


Jak było naprawdę? Polscy geolodzy zdawali sobie sprawę, że mieliśmy otrzymać niewielkie zasoby ropy, podobne do tych w okolicach Krosna, Jasła i Gorlic. Poziom wydobycia nie miał większego wpływu na naszą gospodarkę. Nie dość, że złoża zostały mocno uszczuplone, to Sowieci wywieźli kopalniane urządzenia i maszyny. Równocześnie Krystynopol (dziś Szeptycki w Ukrainie) szybko się rozrósł. W najlepszych latach w siedmiu kopalniach wydobywano aż 15 mln ton węgla kamiennego rocznie. W 1989 r. miasto zamieszkiwało 70 tys. ludzi.

Złoża nad Bugiem były tak istotne, że stały się podstawą dla drugiej propozycji zmiany granic.

Sowieci chcieli uzyskać obszar przylegający do ziem uzyskanych w 1951 r. – większość powiatu hrubieszowskiego z Hrubieszowem oraz wschodnią część powiatu tomaszowskiego. W zamian oferowano obszar o zbliżonej powierzchni – fragment obwodu drohobyckiego ze wspomnianą wcześniej bieszczadzką linią kolejową.

"Jak zamieszkać w czymś podobnym bardziej do szopy niż domu?"

Nową granicę otwarto 26 października 1951 r. Wkrótce ruszyły transporty z przesiedleńcami.

1 stycznia 1952 r. utworzono powiat ustrzycki. Polska władza nie zdążyła przygotować się na przyjęcie Zabużan, którzy zamienili ziemie, gdzie ponoć pomidory rosły "niemal tak wielkie, jak dynie", a pszenica "kryła dorosłego chłopa", na zniszczone przez wojnę i Sowietów Ustrzyki, które wyglądały jakby "przed chwilą przetoczył się przez nie huragan". Główna ulica Józefa Stalina przypominała zabłocony wiejski trakt, a opuszczający miasto wywieźli stąd niemal wszystko.


Nowi mieszkańcy, zgodnie z nieprzypadkowym tytułem reportażu Krzysztofa Potaczały, byli zgodni: "To nie jest miejsce do życia". Mieszkania były w fatalnym stanie, jeden z deportowanych pytał:

"jak zamieszkać w czymś podobnym bardziej do szopy niż domu?".

Ryszard Buziewicz: "Ktoś porąbał podłogi, uszkodził piece, a strych i piwnica tonęły w odpadach". Jego rodzina zamieniła kamienicę w Krystynopolu na ruderę.

Rajmund Huzarski opowiadał, że "udało mu się zająć dość dobry dom. W jednym pokoju brakowało tylko podłogi, naprawy wymagał też częściowo dach". W kolejnych dniach pomagał odbierać transporty: "Znajomym doradzałem, by zajmowali pierwszy budynek, który wyda im się znośny, bo jak im zacznie szukać wojsko, to mogą trafić do rudery".

Najgorzej trafiali ci, którym doszukano się krewnych w AK lub rodziny na Zachodzie. Część z przesiedlonych po raz pierwszy w życiu widziało góry. Niektórzy nie chcieli wysiadać z pociągów. Interweniować musiał wicepremier Aleksander Zawadzki, który tłumaczył, że bieszczadzka ziemia wcale nie jest taka zła. Według jednej z relacji gospodyni Burzyńska rzuciła się na niego z brzozową miotłą.


Chyba w najgorszej sytuacji znaleźli się ci, wysiedleni na południe od Ustrzyk, czyli "tam, gdzie zawracały wrony, bo dalej bały się lecieć". Dodatkowo komisje przesiedleńcze celowo osadzały sąsiadów w różnych miejscowościach. Do wiosny 1952 r. wsi Michniowiec zamieszkało 120 polskich rodzin, a po Ukraińcach zostało 180 chat. Zaczęto je rozbierać na opał.

Powszechne były pluskwy i wszy. Studnie wymagały odkażenia, domy były nieoczyszczone z fekaliów i innego rodzaju śmieci, w sklepach nie było zaopatrzenia. Brakowało budynków na szkoły i ośrodki zdrowia. Stan dróg uniemożliwiał normalną komunikację. Po kilku miesiącach raporty wciąż były dramatyczne: "Dezynfekcję przeprowadzono wielokrotnie, ale bez większych rezultatów", "Bywają przypadki, że zasiedleńcy wypowiadają się ujemnie o tutejszym terenie oraz ZSRR. […] gdy oni przyszli na ten teren, to domy nie zastali takie, jakie im obiecywano, lecz kurne w których znajdowało się pełno gnoju", "Na stacji w Krościenku godną uwagi awanturę wywołała ob. Husiatyńska Janina […]. »Co nam dały, to jest wielkie gó*no ruskie«. Zachowanie i wypowiedzi w/w spowodowały olbrzymie zamieszanie wśród obywateli całego transportu, którzy nie chcieli się wyładować".

Dyktator rozerwany końmi

Wkrótce w ślad za deportowanymi do powiatu ustrzyckiego przybywali do pracy m.in. naftowcy i leśnicy. Do Ustrzyk ściągali także ludzie z dalszych stron kraju. Do regionu trafiały dedykowane środki finansowe z Warszawy. Powoli wracało życie. Na przełomie 1951 i 1952 r. w Krościenku i okolicach osadzono blisko trzy tysiące greckich i macedońskich uchodźców. Choć Zabużanie mieli pretensje, że zostali potraktowani gorzej od obcych, krok po kroku adaptowali się do pionierskich warunków.









No comments:

Post a Comment