Thursday, December 26, 2019

Hitler had a beautiful beautiful furnace plan for Pollacks(I think for more than just 80-85 proc.) - their turn would come right after Jews

From https://www.dw.com/
One would stop operation of every furnace in the country(disconnect electricity just in case) and at the same time would open free direct flights to Auschwisland in warm Caribbean...nope, this for now is just a fiction due to my present location used also for purposes of stuffing with Antisemitism per Kaczynski/Duda/Morawiecki and other eastern European treasures who encouraged already crazy enoughg Netanyahu to go a bit too far :)))), but from what you see bellow and news as seen at(niemczech-dziennie-setki-nowych-przypadk about thousands of people disappearing in Germany to unknown locations uppssss - perhaps google maps can't see what runs under German ground) today went on, one doesn't deffer much from WWII reality. Similarly we see young people die daily on American news sites - some for better(afterlifers); I assume, and some really for the worst.

The question of yesterday therefore doesn't stop with WWII awareness(sure its a great start), but with observation and involvement in the world today.



What you see was posted by Deutsche Welle(German news outlet) and I would thank one for the honest approach toward sensitive for Germany issues in such turmoil times as we face today:

https://www.dw.com/pl/generalplan-ost-i-jego-tw%C3%B3rca-polacy-s%C4%85-najniebezpieczniejsi-ze-wszystkich-obcoplemie%C5%84c%C3%B3w/a-51757885

Generalplan Ost i jego twórca. „Polacy są najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców”

Następni po Żydach mieli być Polacy. 80-85 proc. polskiego narodu miało paść ofiarą machiny zagłady. Tak zakładał Generalplan Ost. Twórcą tej zbrodniczej wizji był lekarz Hans Ehlich.

Mircze. Jedna wieś. 23 stycznia 1943 r. życie jej 740 mieszkańców legnie w gruzach. Wszyscy zostają wypędzeni ze swoich domów. Cała wieś ma zostać zasiedlona niemieckimi osadnikami. Ludzie z Mircza trafiają do obozu przejściowego w Zamościu. W niedługim czasie umiera tu dziesięcioro maleńkich dzieci. Miały od miesiąca do dwóch lat.
Mircze. Jedna spośród niemal 300 miejscowości na Zamojszczyźnie, których mieszkańców Niemcy wysiedlają pomiędzy listopadem 1942 r. a sierpniem 1943 r. Łącznie, w niecały rok, w ramach Aktion Zamosc, na tułaczkę, obozy, wywózkę na roboty skazanych zostaje 110 tys. Polaków, w tym 30 tys. dzieci. Tysiące z nich naziści uprowadzają do Rzeszy, aby poddać je germanizacji. Niemieckie odziały pacyfikacyjne niszczą 17 wsi, choć domostwa miały pozostać nienaruszone i służyć osiedlanym tu volksdeutschom. Tam, gdzie mieszkańcy Zamojszczyzny nie poddają się przymusowym wysiedleniom, spadają na nich kary. We wsiach, gdzie opór był najsilniejszy – w Sochach, Szarajówce i Kitowie – Niemcy mordują mieszkańców.
Aktion Zamosc to laboratorium Generalplan Ost. Tak wyglądałoby urządzanie Wschodu, gdyby Niemcy wygrali.
Misja życia doktora Ehlicha
Hans Ehlich należy do elity intelektualistów SS. Dobrze wykształcony, po studiach medycznych w Lipsku, gdzie już w latach 20. XX w. styka się z ideologią nazistowską. Lekarz z kilkuletnią prywatną praktyką, w połowie lat 30. zostaje specjalistą do spraw rasowych w resorcie zdrowia Saksonii oraz w NSDAP. Pnie się po szczeblach kariery w SS – po agresji Niemiec na Polskę w 1939 roku zostaje szefem wydziału III B Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), gdzie podlegają mu kwestie rasowe i narodowościowe, relacje etniczne i „zdrowie publiczne”. Kolegą Ehlicha w RSHA, jako szef wydziału IV B 4, zostaje Adolf Eichmann, odpowiedzialny za działania wykonawcze i logistyczne – osądzony po wojnie w Izraelu jako jeden z głównych sprawców Holokaustu.

Dr Ehlich jest tym z owych zaangażowanych w SS intelektualistów, któremu powierzone zostaje zadanie przekucia w plan działań lansowanej przez nazistów koncepcji „Blut und Boden” („krew i ziemia”). Zadanie dla nazistowskiego intelektualisty ważne, bo nadzorowane przez szefa SS Heinricha Himmlera. Od Reichsfuehrera SS planów organizacji etnicznego podboju Wschodu domaga się zaś Adolf Hitler.
W wydziale III B powstaje co najmniej kilka planów, niektóre określane mianem Generalplan Ost. Wizja zdobywania i organizowania przestrzeni życiowej na Wschodzie przybiera coraz bardziej monstrualne i przerażające rozmiary wraz z sukcesami Wehrmachtu. Apogeum planowania wielkich przesiedleń ludności podbitej i jej masowej eksterminacji przypada na rok 1942 – kiedy niemieckie zagony pancerne przebijają się do roponośnych pól nad Morzem Kaspijskim. To ten sam rok, w którym po konferencji w Wannsee III Rzesza rozpoczyna masową eksterminację ludności żydowskiej w obozach zagłady. Gdy w nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. Niemcy przystępują do Aktion Zamosc, w nieodległym Bełżcu już od ponad pół roku w komorach gazowych tysiącami mordowani są Żydzi z dystryktów krakowskiego, lubelskiego i Galicji. Dymią krematoria Chełmna nad Nerem, Sobiboru i Treblinki. Machina zagłady „oczyszcza” Wschód dla „narodu panów”.
Plan zbrodni
Historycy są zgodni – Generalny Plan Wschodni, obok zagłady Żydów, jest jedną z najbardziej zbrodniczych idei dyktatury nazistowskiej. Logistyka zbrodni, ta nakreślona w najbardziej rozbudowanych wersjach planu z 1942 r. jest oczywista: najpierw zagłada Żydów, później, w 20 lat po wojnie, eksterminacja i przesiedlenia Słowian z ich najliczniejszym narodem.
Polakami.

We wszystkich wersjach Generalplan Ost występuje jako tzw. Duży Plan i wiele Małych Planów.
Duży Plan jest perspektywą długoterminową i ma stworzyć Niemcom nową, idylliczną krainę – wolną od „obcoplemieńców”. Z doskonale zorganizowanymi wsiami, zupełnie rentownymi i samodzielnymi. Ze zdecentralizowanym przemysłem i nową strukturą miast i miejscowości. Efektem realizacji planu ma być wzorcowa wiejska kraina idealnie wpisująca się w nowy, powojenny niemiecki krajobraz.
Plan, według różnych wariantów, zakłada pełną realizację wizji zasiedlenia Wschodu najpierw w ciągu 30 lat, a w końcowych wersjach w ciągu 20 lat od zakończenia wojny. Upojony sukcesami po inwazji na Związek Radziecki, szef SS Heinrich Himmler nakazuje przystąpić do realizacji Dużego Planu jeszcze w trakcie działań wojennych. Pierwszym jego akordem ma być Aktion Zamosc. To Himmler osobiście wydaje rozkaz do jej rozpoczęcia.
Duży Plan obejmuje wysiedlenie lub uśmiercenie przynajmniej 31 mln Słowian (z 45 mln ujętych w planie), w tym ok. 80-85 proc. Polaków. Dr Erhard Wetzel, przy ocenie przedstawionej przez Hansa Ehlicha finalnej wersji Generalplan Ost, przestrzega, że Polacy są „najbardziej wrogo usposobieni w stosunku do Niemców, liczebnie najsilniejsi, a wskutek tego najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców, których wysiedlenie plan przewiduje”.
Jako docelowe miejsce wysiedleń ludności polskiej wskazywane są azjatyckie obszary Rosji, w okolicach koła podbiegunowego. Warunki tam panujące miały sprawić, że Polacy zostaną zdziesiątkowani i wymrą w dającym się przewidzieć czasie. Nie objęci wysiedleniami mieli pozostać na terenie Generalnego Gubernatorstwa, służąc jako darmowa siła robocza, niewielu tylko podlegałoby germanizacji. Oznaczałoby to pozostawienie przy życiu 4-4,5 mln Polaków. 

Księga gończa groźnych Polaków
W państwie nazistowskim zbrodnie nie wynikają z samowoli. Zbrodnie są istotą tego państwa. Są zaplanowane i przekazane do wykonania. Nie wszystkie zbrodnicze plany istnieją w głowach przywódców nazistowskich Niemiec, czy oddanych im intelektualistów z SS od początku, od wybuchu wojny, czy nawet od napaści na ZSRR. Nie, te plany ewoluują wraz ze zwycięstwami Wehrmachtu. I przybierają coraz bardziej zbrodniczy charakter.
Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Niemcy tworzą listę Polaków przeznaczonych do zlikwidowania. Była to tzw. księga gończa, która powstaje na zlecenie szefa Gestapo Reinharda Heydricha (późniejszego przełożonego Hansa Ehlicha, gdy ten tworzył Generalplan Ost). Lista zawiera 61 tys. nazwisk Polaków, których Rzesza uznaje za groźnych. W ramach operacji „Tannenberg” zaledwie w dwa miesiące wymordowanych zostaje 20 tys. osób z tej listy.
Operacja „Tannenberg” jest przykładem Małego Planu, realizowanego zanim w RSHA dopracowano się Generalplanu. Podobnie jak Intelligenzaktion w Poznańskiem, na Śląsku, na Mazowszu, w Łodzi czy na Pomorzu, w ramach której Niemcy mordują ok. 40 tys. przedstawicieli polskich elit. W Sonderaktion Lublin eksterminacji poddanych zostaje 2 tys. osób (w tym wielu duchownych), w Sonderaktion Krakau aresztowanych zostaje 183 pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej, którzy zostają wywiezieni do obozów koncentracyjnych. W Akcji AB, przeprowadzonej w połowie 1940 r., w wyniku masowych mordów ginie ponad 3,5 tys. osób spośród czołowych przedstawicieli polskiej inteligencji z Generalnego Gubernatorstwa. A takie miejsca jak Palmiry, Zamek Lubelski, więzienie Montelupich w Krakowie, Jasło, Bliżyn koło Kielc, Firlej – już na zawsze zapisują się w pamięci.

Papież volkizmu
W Berlinie Ehlich uchodzi za intelektualny autorytet i wybitnego specjalistę. Rozstrzyga wątpliwości dotyczące spraw rasowych i etniczych. 30 stycznia 1940 r. wspólnie z Adolfem Eichmannem decyduje, że 160 tys. Polaków i Żydów z terenów Wołynia i Pomorza ma zostać przesiedlonych do Generalnego Gubernatorstwa.
Ehlich jest też dyrektorem Kuratorium ds. Etnologii i Geografii Regionalnej. Współpracuje również z Ahnenerbe, nazistowskim instytutem badawczym, który badaniami „naukowymi” i artykułami stara się udowodnić wyższość Niemców nad innymi narodami, a także daje podstawy do eksperymentów na ludziach. W procesach norymberskich szef tego instytutu Wolfram Sievers zostaje skazany na karę śmierci.
Pod kierunkiem Ehlicha powstaje jeden z ostatecznych wariantów Generalplan Ost. Dokument nie zachował się, ale znany jest z odnoszących się do niego komentarzy, analiz i opinii. Przygotowanie GPO zleca Ehlichowi Himmler, ale podobne zadanie otrzymuje również m.in. prof. Konrad Meyer, specjalista SS od polityki rolnej.
Jednak Ehlich, w przeciwieństwie do Meyera i twórców innych wariantów, ma również moc sprawczą, aby zlecać i doglądać realizacji poszczególnych elementów planu. To Ehlich odpowiada, z punktu widzenia planistycznego i logistycznego, za jego wdrożenie.
Tuż przed upadkiem Berlina i klęską III Rzeszy, departament III B RSHA niszczy swoje akta, a części personelu nadaje nową tożsamość. Hans Ehlich, wraz z innymi wysokimi urzędnikami RSHA, ewakuuje się na północ kraju, do nietkniętego działaniami zbrojnymi Flensburga. Po śmierci Hitlera ulokował się tam prowizoryczny rząd Rzeszy kierowany przez admirała Karla Doenitza. Ehlich przydzielony zostaje do biura prasowego.
Uniki i mydlenie oczu
Początkowo Ehlich unika aresztowania, ale w lipcu 1945 r. zostaje zatrzymany przez Brytyjczyków. Trafia do obozu dla internowanych w Fallingsbostel w Dolnej Saksonii. Tam po raz pierwszy i, jak się okazuje, po raz ostatni staje przed sądem w charakterze oskarżonego. Ehlichowi, jak i tysiącom innych internowanych w brytyjskiej strefie okupacyjnej, zarzuca się przynależność do SS (a konkretnie do Służby Bezpieczeństwa – SD), czyli organizacji uznanych przez Trybunał w Norymberdze za zbrodnicze. W akcie oskarżenia czytamy, że Ehlich musiał wiedzieć o morderstwach i czystkach etnicznych na Wschodzie. Musiał wiedzieć o germanizacji, o zmuszaniu do pracy przymusowej, o istnieniu obozów koncentracyjnych, zagładzie Żydów, o programie eutanazji czy masowych zbrodniach popełnianych przez grupy operacyjne SS i Gestapo.

Sąd traktuje jednak „papieża volkizmu” dość łagodnie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z roli, jaką oskarżony odegrał w przygotowywaniu Generalnego Planu Wschodniego. 7 października 1948 roku Ehlich zostaje skazany na rok i dziewięć miesięcy więzienia, przy czym, jak w zdecydowanej większości podobnych przypadków, na poczet kary zaliczono mu internowanie, co oznacza, że od razu może wyjść na wolność.
W uzasadnieniu wyroku czytamy, że Ehlich co prawda bardzo dużo wiedział o tym, co dzieje się na Wschodzie, to jednak „nie brał udziału ani wykonawczo, ani planistycznie w zbrodniczych działaniach”. Za okoliczność łagodzącą uznano też kooperatywną postawę oskarżonego podczas rozprawy i jego „dobry charakter”. Hans Ehlich, człowiek wykształcony, z doktoratem, znający język angielski, musiał zrobić na sądzie dobre wrażenie.
Zmylenie prowizorycznego sądu przy obozie internowanych, rozpatrującego hurtowo tysiące podobnych przypadków, nie jest zapewne dla Ehlicha trudnym zadaniem, zwłaszcza, że kilkanaście miesięcy wcześniej z powodzeniem zamydlił już oczy dysponującym potężniejszym aparatem dochodzeniowym i żądnym nazistowskich głów amerykańskim prokuratorom Trybunału w Norymberdze. Ehlich zeznawał przed Trybunałem jedynie w charakterze świadka w procesach innych wysokich rangą esesmanów z RSHA. Analizując złożone wówczas przez Ehlicha zeznania, francuski historyk Christian Ingrao pisze, że „Ehlich, który był jednym z najbardziej prominentnych szefów SD i co za tym idzie – godnym podziwu znawcą labiryntu nazistowskich instytucji, dokłada szczególnych starań, żeby uczynić go w swoich opisach tak skomplikowanym, jak to tylko możliwe”. Ehlich z premedytacją miesza fakty dotyczące Generalplan Ost i organizacji pracy w RSHA, podaje fałszywe daty, po to, aby zrzucić z siebie odpowiedzialność za przygotowanie planu, a także usunąć się z kręgu osób mających jakikolwiek związek z eksterminacją ludności.

Nie chodzi zresztą tylko o krycie siebie, ale też współpracowników z RSHA. O tym jak w praktyce wyglądała w Norymberdze i w późniejszych procesach operacja „ręka rękę myje”, świadczą zachowane w archiwach, złożone pod przysięgą oświadczenia wysokich rangą esesmanów, dotyczące samego Ehlicha. Wyłania się z nich obraz wręcz krystalicznego człowieka, który brzydził się nazizmem i teoriami rasowymi, a wręcz z nimi walczył. Kierownik wydziału III C w RSHA Wilhelm Sprengler zapewnia w listopadzie 1947 r., że „Ehlich nie hołdował szowinistycznemu pojęciu narodu ani rasowemu szaleństwu, rozumianemu jako to, że na czele wszystkich ludzi stoi rasa nordycka, a wszyscy inni są mało wartościowi. Występował przeciwko takim demagogicznym, prymitywnym stwierdzeniom (…) W swojej pracy dr Ehlich częściowo ostro krytykował szowinistyczne działanie niektórych niemieckich ośrodków na terenach okupowanych”.
W tym samym dokumencie Sprengler przekonuje też, że Ehlich „w żadnym przypadku nie wspierał nazistowskich rządów terroru na terenach okupowanych, wręcz przeciwnie. Walczył o korekty popełnianych przez nazistów błędów”. Laurkę Ehlichowi wystawia też emerytowany generał Waffen SS Gottfried Klingemann zapewniający, że „Ehlich nie był rasistą, walczył ze złymi tendencjami w partii i kraju”.
Można przypuszczać, że premedytacja w rozmywaniu winy wydziału III B, połączona z pozytywnymi opiniami od współpracowników, a wsparta jeszcze erudycją i inteligencją Ehlicha, pozwoliły mu prześliznąć się przez norymberskie sito, a potem 28 czerwca 1949 r. przejść procedurę denazyfikacyjną. Ehlicha zakwalifikowano go kategorii III – osób, które wydatnie wspomagały nazizm, ale nie do kategorii sprawców. Ehlichowi zakazano na dwa lata prowadzenia praktyki lekarskiej. Na tym, i wcześniejszym internowaniu, kończy się katalog poniesionych przez niego kar.
Cichy, szanowany lekarz
Po denazyfikacji i upływie zakazu praktykowania, Ehlich osiada w Brunszwiku w Dolnej Saksonii. Otwiera gabinet lekarski. W latach 70. mieszka w domku z ogródkiem w spokojnej dzielnicy Brunszwiku, tuż nad zielonym brzegiem rzeki Oker. Ostatnie lata życia spędza w skromnym mieszkaniu w czteropiętrowym bloku na jednym z niczym nie wyróżniających się osiedli. Umiera w roku swoich 90 urodzin – w 1991 r.
– Mieszkał tu, na parterze – mówi jeden z sąsiadów, którego pytamy na podwórku o doktora Ehlicha. Starszy mężczyzna wspomina go jako bardzo spokojnego, cichego, unikającego kontaktów człowieka. – Witaliśmy się na klatce, ale to wszystko. Był wycofany, nie angażował się w życie wspólnoty mieszkaniowej, raczej nie był odwiedzany – mówi. Mężczyzna wie, że jego niegdysiejszy sąsiad był wysokim rangą nazistą, choć, jak twierdzi, nigdy się o tym głośno nie mówiło. Jak wspomina, Ehlich nie pasował do obrazu, jaki ma się przed oczami myśląc o architektach zbrodni Trzeciej Rzeszy. – Niski, cichy, nie sprawiał wrażenia, jakby był kimś ważnym, nie zadzierał nosa – mówi.

Praktykę lekarską Ehlich prowadził aż do lat 80., długo po osiągnięciu wieku emerytalnego, pozostając szanowanym, choć raczej unikającym publicznego rozgłosu  obywatelem miasta.
Po Hansie Ehlichu w Brunszwiku zostało niewiele śladów. Nie istnieje gabinet lekarski, w którym przyjmował pacjentów przez ponad 20 lat. Lokalna Izba Lekarska nie ma, albo nie chce mieć żadnych informacji na jego temat. Nasze pytanie w tej sprawie pozostaje bez odpowiedzi.
Kilka dokumentów o Ehlichu zachowało się w lokalnym archiwum, niektóre dość świeże. Okazuje się, że w 1988 r. zbliżającym się do dziewięćdziesiątki Ehlichem interesowała się Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Jej prokuratorzy natknęli się na nowe dokumenty w sprawie masakry mieszkańców czeskich Lidic dokonanej przez Niemców w czerwcu 1942 r., po zamachu na szefa RSHA Reinharda Heydricha. W tym kontekście pojawiło się także nazwisko Ehlicha. W 1991 r. rozpoczęto postępowanie sprawdzające. Śledczy z Ludwigsburga zaczęli wypytywać w prokuraturze w Brunszwiku o Ehlicha. Postępowanie zostało jednak umorzone – Ehlich zmarł kilka miesięcy wcześniej.
Aż do śmierci
„W 1945 r. miałem już 11 lat, ale moje przeżycia nie pozwalały mi już być dzieckiem pod względem psychicznym, wojna odcisnęła swoje piętno na mojej psychice” – pisał we wspomnieniach z 1987 roku Adolf Boczkowski.
– Gdy miałem już 18 lat i słyszałem nadlatujący samolot, to zawsze musiałem schować się pod jakimś drzewem lub za murkiem. Bałem się, że spadną bomby. To uczucie pozostało we mnie długo. A to, co przeżyłem w obozie, siedzi we mnie bardzo głęboko – wspomina w rozmowie z nami Ryszard Szpyrko, jeden z wysiedlonych w Aktion Zamosc.
Elżbieta Malicka opowiada o traumie ciągnącej się za wysiedlonymi przez całe życie: – Po przymusowej pracy w Niemczech wróciliśmy do Polski. Po latach spotkaliśmy naszą matkę, która też w trakcie wojny została wysiedlona do Niemiec. Mieszkaliśmy w Rzeszy od siebie kilkanaście kilometrów, ale nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu… Nie zapomnę, jak mocno wtuliłam się w ramiona mamy. Wojna i praca w fabryce nawozów ją wyniszczyły. Niedługo potem zmarła. Znów straciłam matkę, tym razem na zawsze. Tego czasu nikt mi nie odda.
Wszyscy byli dziećmi. Wszyscy widzieli wynoszone z baraków trupy. Każdy z nich stracił kogoś bliskiego lub znajomego. Pamiętają zapach bydlęcego wagonu.
Pamiętać będą aż do śmierci.

Tekst powstał w ramach wspólnej akcji Deutsche Welle, Interii i Wirtualnej Polski.  

No comments:

Post a Comment